PODZIAŁ I SKALA POMIARU
Czym jest społeczeństwo, ludzkość? Jest strukturą stworzoną przez jednostki. Wewnątrz tej struktury zwanej ludzkością, która w swoim rozmiarze jest potężna (mam tu na myśli ilość jednostek wewnątrz niej), narodziły się podziały. Podziały na granice możemy porównać do rozróżnień jakie można by poczynić patrząc na drzewo i nazywać różnymi pojęciami jego poszczególne gałęzie. Jedną gałęzią stanie się np. Polska, drugą Niemcy, trzecią Rosja, itd.
Tylko po co mielibyśmy tworzyć nazwy dla poszczególnych gałęzi drzewa? Przecież to niedorzeczne! Bardziej sensownym z punktu widzenia skali ale równie niepotrzebnym, wydaje się rozróżnienie indywidualnych drzew między sobą. Wtedy zamiast mówić “To jest dąb”, powiedzielibyśmy np. “To jest Przeniosław”. Jedno z drzew w Polsce jest na tyle stare, że rzeczywiście wyróżniliśmy je spośród innych - dąb Bartek. Dzięki temu porozumiewając się, możemy wytworzyć w wyobraźni naszego rozmówcy obraz najstarszego dębu.
Istotność, którą nadaliśmy właśnie temu drzewu spośród innych, jest trafnym przykładem na to, jak niedorzeczna potrafi być ludzka myśl. Wartość tego drzewa na tle innych to tylko obraz w naszej głowie. Patrząc na nie, patrzymy na obraz. Nie ma ono większej przyrodzonej wartości od innych dębów. Świadomość jego wieku jest abstrakcyjną wartością na skali czasu, której musimy zostać nauczeni. Innymi słowy, ktoś (społeczeństwo) musi nam powiedzieć “Ten dąb jest ważny, ważniejszy od innych dębów”. Ale wróćmy do podziałów.
Użyteczność jest czynnikiem, dla którego ograniczyliśmy się do klasyfikowania (nazywania), drzew nie w skali ich gałęzi, nie indywidualnych jednostek (jak widać z drobnymi wyjątkami), a w skali gatunku do którego należą. Czemu? Ponieważ takie rozróżnienie jest sensowne z punktu widzenia komunikacji międzyludzkiej; przynajmniej w większości sytuacji. Wystarczy, kiedy podczas wycieczki rowerowej powiem - “Popatrz jaka rozłożysta sosna!”, żeby zwrócić czyjąś uwagę w tym konkretnym kierunku i żeby ta osoba, używając swojej wiedzy bazującej na poprzednich doświadczeniach, była w stanie zrozumieć co próbuję jej pokazać.
Kiedy mówię o tym, że byłem ostatnio w Brazylii czy też o marce samochodu, w obu przypadkach służy to temu, żeby wskazać mojemu rozmówcy mówiącemu tym samym językiem, o jakich obiektach mówię. Lecz jeśli wskazuję aby być precyzyjnym i rozróżniam pomiędzy nimi to tworzę podział. Jeżeli jedno jest inne od drugiego to oba elementy nie stanowią już całości.
Innymi słowy, granice językowe (myślowe) są złudne w swojej naturze. Nie są trwałe, przyrodzone i są kwestią subiektywną. Podział który tworzą nie jest rzeczywisty - pełni jedynie funkcję użytkową. W efekcie całość dzieli się na precyzyjne fragmenty, które są od siebie różne, często przeciwne.
Z pewnością te praktyczne podziały są niezbędne do naszego funkcjonowania, jednak zastanówmy się wspólnie, do czego prowadzą?
Moja lewa ręka jest słabsza od mojej prawej ręki. W porównaniu obu rąk jedna z nich będzie musiała, jeśli przypiszemy im jakieś atrybuty, np. siła, zwinność, posiadanie tatuaży, ilość blizn, itd. mieć mniej danego atrybutu. Jednak ten atrybut nie decyduje o przyrodzonej wartości odseparowanej części, a jedynie o miejscu w jakim znalazła się na danej skali.
Jeden z elementów musi wypaść gorzej w tym porównaniu. Czy to, że moja prawa ręka posiada mniej pieprzyków to znaczy, że jest gorsza od drugiej? Będzie musiała być, jeśli wprowadzimy skalę według której ilość pieprzyków to coś wartościowego i zaczniemy mierzyć.
Na jakiej podstawie mierzymy? Co leży u podstaw mierzenia? Czy bardzo się pomylę jeśli zasugeruję, że najczęściej jest to kwestia przydatności dla? Dla człowieka, dla społeczeństwa, itd.? Narzędzia są przydatne, ale stają się całkowicie bezwartościowe jeśli przestaną pełnić swoją funkcję. Czy człowiek może być mierzony na skali przydatności? Porównywany?
Przykład: dzisiejszy dzień jest dla mnie brzydszy w porównaniu do wczorajszego, jestem niezadowolony z pogody. Wprowadziłem skalę ciepła (im cieplej tym lepiej) i nasłonecznienia (im słoneczniej tym lepiej) i rozgraniczyłem wtorek od środy.
Podsumowując, podobnie jak granice nie są przyrodzone tak samo skala pomiaru przydatności, którą wprowadzamy nie decyduje o ostatecznej, meta-wartości obiektu. Obiekt który wypadł źle na jednej z subiektywnych skal, mógłby dominować na innej. Obie etykiety są sztuczne ale zarazem użyteczne.
Zastanówmy się teraz, co dalej dzieje się kiedy myśl tworzy (rozgraniczna, rozróżnia) dwa obiekty, które następnie mierzy i na tej podstawie ocenia. Jeśli te obiekty mają swoją świadomość i uwierzą, że są od siebie różne i również zaczną mierzyć się na danej skali, pojawi się konkurencja.
Konkurencja czyli jedno vs drugie. Siłą rzeczy taka dychotomia musi prowadzić do walki - czy to subtelnej, np. do ciętej wymiany słów między ludźmi czy też do walki jednej marki z innymi markami (do lansowania swojego produktu na rynku i częstokroć do wykorzystywania konsumentów poprzez manipulację), czy w końcu do pełnej przelewu krwi wojny między państwami, w której biorą udział jednostki wierzące w propagandę - w to, że są różne (lepsze, mające rację) od ludzi po drugiej stronie. Być może naturalnym odruchem jest powiedzieć: “Tak po prostu jest, taka jest natura rzeczy”. Ja jednak proponuję odłożyć na chwilę na bok swoje przekonania i zakwestionować obecne poglądy. Zakwestionować (czyli rozważać nie obierając żadnej ze stron), również to co mówię. Zawsze łatwiej jest odrzucić wszystko, przyjąć postawę obronną. Pytanie brzmi tylko czego bronimy?
Wróćmy jednak do kwestii drzew. Załóżmy teoretyczną sytuację w której znikają bariery. W której cała ludzkość stanowi jedno drzewo. Wyobraź sobie, że zamiast kwestionować to o czym piszę, czytając to, na chwilę odrzucasz swoją wiarę w podziały. Nie ma partii politycznych, różnych religii w tym i twojej (również ateizmu), państw, fanów heavy metalu i disco polo, intelektualistów i dresów, czarnych i białych, dobrych i złych, wegan i mięsożerców, sportowców i nerdów, introwertyków i ekstrawertyków, itd.
Bo czy te podziały są użytkowe? Do czego służą? Czy zawsze są naturalne tak jak naturalne jest rozróżnić zająca od jaskółki?
DOSTOSOWANIE
Co tak właściwie jest fundamentem społeczeństwa? Jeśli założymy, że zebraliśmy się razem po to by przetrwać, to naszym motorem jest właśnie chęć przetrwania czyli obrony przed środowiskiem; drapieżnikami. Zebraliśmy się razem po to, by być silniejszymi. Co więc kieruje naszymi działaniami? Przetrwać. Albo zapewnić przetrwanie swoim bliskim.
Na codzień człowiek o tym zapomina. Zaplątuje się w swoje sprawy negując fakt, że te sprawy to jego walka o przetrwanie. Tylko po co tak dzielnie walczymy, skoro nie ważne co osiągamy, nigdy nie pozwalamy sobie na to żeby po prostu być? Nawet odpoczynek potrafi służyć temu żeby być bardziej efektywnym. Nic co kiedykolwiek osiągniesz nie da ci czegoś więcej ponad to co już masz, czyli życia. Da ci co najwyżej bezpieczniejszą (ale nigdy ostatecznie bezpieczną, gwarantującą całkowity spokój!) pozycję. Wciąż masz to o co walczysz. Żyjesz. Na końcu drogi, kiedy już osiągniesz wymarzony sukces, kupisz sobie wymarzony dom, wyjedziesz na wymarzone wakacje, wtedy znajdziesz spełnienie. Tak?
A co jeśli nie? Co jeśli okaże się, że nic nie wygrałeś. Bo nie będziesz mieć nic ponad życie. Wtedy najpewniej znajdziesz sobie kolejny cel, znowu obiecujący spełnienie. Byle do piątku, byle do świąt, byle do wakacji, byle do śmierci. I nigdy zinternalizowany autorytet nie pozwoli ci być z siebie zadowolonym, takim jakim jesteś, tu i teraz.
Żyjemy w ciągłej walce, podczas gdy środowisko przed którym kolektywnie broniliśmy się wcześniej, już nam nie zagraża. Naszym prawdziwym zagrożeniem w tym momencie jesteśmy my sami, a dokładniej granice które stworzyliśmy - myśl o podziałach. To one rodzą strach i wynikłą z niego agresję. To te granice każą nam walczyć ze sobą.
Napędzają maszynę strachu, maszynę wedle której nigdy nie jesteśmy dość dobrzy, zawsze jest ktoś stojący od nas wyżej na dowolnej ze skal. Te skale również są tworzone ze strachu. Korporacje tworzą nowe trendy wedle których możemy porównywać się z innymi, ponieważ chcą abyśmy kupowali ich produkty - chcą przetrwać.
Sukces który jednostka próbuje osiągnąć, spełnienie duchowe (oświecenie), właściwie cokolwiek do czego dąży, fundamentalnie ma pomóc jej w społecznej strukturze uzyskać wyższą pozycję.
Ta wyższa pozycja jest jak wspięcie się na pagórek aby stamtąd odpierać ataki. Tworzymy narody, religie, rodziny, organizacje, firmy, grupy, kółka, sekty, gangi, klasy do których przynależymy. Musimy przynależeć do jakiejś grupy, bo jesteśmy otoczeni innymi grupami. W świecie pełnym podziałów jedynym bezpiecznym rozwiązaniem jest stać się częścią którejś z grup i zacząć walczyć. Być może bardzo subtelnie, ale już sama wiara w podział rodzi konflikt i walkę.
Czemu chcesz mieć najnowszy, najdroższy samochód? Czemu chcesz ładnie wyglądać? Czy uznasz to za wariactwo jeśli powiem, że to również ze strachu? Z chęci dominacji w grupie z której zostałeś wyodrębniony jako jednostka, na skutek świadomości istnienia skali normatywnego zachowania? Albo ze strachu przed odrzuceniem czy ostracyzmem.
Co się stanie jeśli twoje zachowanie zacznie odbiegać od normy? Wyobraź sobie sytuację, kiedy w sklepie pełnym ludzi zaczynasz wydawać z siebie głośne, nieskoordynowane, wysokie dźwięki. Sama myśl o tym potrafi wywołać dyskomfort, nie?
Zostaliśmy nauczeni aby bezpiecznie się nie wychylać. Zachowując się inaczej, zagrażasz sobie. Zachowując się jak inni, bronisz się przed odrzuceniem. Dominując jako osoba z pieniędzmi, pozycją, statusem i dużym domem z fortyfikacją obronną masz siłę. Siłę aby się bronić lub atakować. A siła pociąga słabych, chcących schronić się w jej cieniu i przynależeć. Oddadzą siebie za tą przynależność.
Sęk w tym żeby uświadomić sobie, że nasze codzienne, schematyczne i przewidywalne zachowanie, którego zostaliśmy nauczeni u swoich podstaw ma strach.
Co gdyby wszyscy ludzie na świecie przestali bać się siebie nawzajem? Czy walczyliby ze sobą? Czemu się siebie boimy? Czujemy się różni i oddzieleni. Samotni i słabi. Strach rodzi agresję. Oba pojęcia - strach i agresja są różne, ale emocja jest ta sama. Spróbuj to w sobie zobaczyć.
Myślę, że warto zastanowić się nad motorem swoich zachowań. Lekiem na wszelkie zło nie są zewnętrzne autorytety mówiące o tym jak stać się dobrym, tylko prawda o tym kim się jest.
Bycie sobą to akt odwagi. Czemu? Bo żyjemy w społeczeństwie pełnym podziałów w którym niewiele osób kwestionuje swoje poglądy i zachowanie. Czy pochodzą z wewnątrz? Czy to autentyczny głos? Jak mamy zmierzać w dobrym kierunku, skoro usilnie powielamy to co było? Stałe, niezmienne w swojej naturze poglądy są opoką i dają poczucie trwałości, prawda? Są zupełnie jak dąb Bartek, z którego ludzka myśl uczyniła karykaturę życia, próbując oprzeć się jego naturalnym zmianom. A może czasem warto zostawić je za sobą i pozwolić umrzeć swoim starym wierzeniom?